Szanowni Adepci DESW
Tekst ten powstał w wyniku kilku składowych. Trzy, niepowiązane ze sobą sytuacje, pozostały w mojej świadomości i ich początkowo odrębne rozpatrywanie, zainspirowało mnie do potraktowania ich wspólnie i zebrania przemyśleń w jeden tekst. Z racji tego, iż tematy były bardzo szerokie, uznałem, że sam nie mam prawa ani wiedzy się z nimi mierzyć. Dlatego poprosiłem o pomoc osoby związane z DESW już od bardzo długiego czasu: Anitę Weber, Bartka Walczaka, Jana Chodkiewicza, Marcina Surdla, Maćka Talagę, Krzysztofa Kruczyńskiego, Marka Helmana.
Tematy, które były inspiracją to rozmowa na FB dotycząca próby zdefiniowania granic DESW, wiecznie obecny konflikt pomiędzy nurtem „sportowym”, a „traktatowym” vel. „historycznym” oraz kierunek zmian w polskim DESW.
Uznałem, że wszystkie te problemy można lepiej wyjaśnić i usystematyzować jeśli prześledzimy historię Dawnych Europejskich Sztuk Walki w Polsce od ich początków. Ilość pytań, które pozostają bez jasnej odpowiedzi w kwestii DESW, jest przytłaczająca. W zasadzie pytania rodzą kolejne pytania, a odpowiedzi często nie są satysfakcjonujące. Mówi się, że jeśli się całkiem pogubiliśmy, najlepiej jest zacząć od początku. Szukając odpowiedzi na powyższe wątpliwości, postanowiłem zapytać o początki tych, którzy je widzieli – przynajmniej w Polsce lub byli blisko owych początków. Informacje, które zostaną przedstawione w dalszej części tekstu pomogą wyobrazić sobie i lepiej zrozumieć początki naszego DESW. Są też wspaniałym zbiorem wspomnień i komentarzy o czasach jakich nie pamięta zdecydowana większość osób obecnie zaangażowanych w treningi/interpretacje. Być może będzie to początek stworzenia Polskiej Kroniki DESW? Tak wiele cennych informacji warto, w mojej opinii, zachować od zapomnienia.
Zaznaczę jeszcze, że wypowiedzi osób, które zgodziły się podzielić się ze mną wspomnieniami, cytuję w prawie niezmienionej formie. Zmieniałem je tylko na tyle, ile wymagała korekta edytorska. Moi rozmówcy, udzielali odpowiedzi bez dostępu do wypowiedzi innych. Nie przytaczałem oczywiście całości komentarzy gdyż tekst stałby się zbyt chaotyczny, ze względu na bardzo odmienny styl wypowiedzi różnych osób 🙂
Co to jest to DESW?!
Nigdzie nie ma precyzyjnej definicji tego pojęcia, choć każdy zaangażowany w zabawę wie jak ten skrót rozwinąć. Można doszukać się bardzo szerokiej, opisowej definicji w źródłach anglojęzycznych. Niestety wciąż nie pomaga ona w podjęciu decyzji jak do Dawnych Europejskich Sztuk Walki należy się odnosić. Czy są przyjęte jakieś normy, standardy? Czy gdzieś leżą granice poza, którymi „to” już nie jest DESW? Z jakim nastawieniem powinniśmy podchodzić do treningu DESW?
Jak dawne są „Dawne”? Wiemy przynajmniej, że „Europejskie”. „Sztuki Walki”… To pojęcie w teorii, daje nam sporą wskazówkę, czym DESW powinny być. Jednakże okazuje się, że i ten człon nazwy jest różnie interpretowany. Pojęcie sztuk walki ma europejskie korzenie, jednak najstarsze zorganizowane sztuki walki o jakich wiemy pochodzą z Indii i Chin. W Chinach określane są współcześnie pojęciem wushu. Pierwotnym pojęciem występującym w Chinach było: wuyi, czyli „sztuka wojenna”. Oznaczało to bardzo szeroki wachlarz umiejętności żołnierza/wojownika konieczny do przetrwania na polu walki. Walkę bonią, bez broni, umiejętności taktyczne i inne, analogiczne do współczesnego szkolenia wojskowego. Bardziej znanym na Zachodzie pojęciem jest termin wushu. Jest to termin młodszy, bardziej pasujący do współcześnie uznawanej definicji sztuk walki. Nie chcę poświęcać nadmiaru tekstu na szczegółowe wyjaśnienie różnic pomiędzy tymi pojęciami.
W dużym uproszczeniu: wuyi to szkolenie wojskowe, a wushu to sztuka walki.
Co istotne i warte zaznaczenia, to współczesny podział wushu na: mínjiānwǔshù (tradycyjne) oraz xiàndàiwǔshù (sportowe).
W takim razie, czy pojęcie „Sztuki walki” zostało użyte świadomie i celowo? Czy z braku lepszego odpowiednika?
„Termin „sztuki walki” pojawił się w nazwie HEMA/DESW jako coś, co obejmuje także elementy niezwiązane z samą szermierką. Nazwa „szermierka dawna” funkcjonowała już wcześniej, ale zakres znaczeniowy był zbyt wąski. „Walka historyczna” (Historical Combat) za bardzo kojarzyła się z SCA i Ruchem Rycerskim. Miał to też być taki kontrapunkt dla dalekowschodnich sztuk walki, pokazanie, że istnieje też w dużej mierze niezbadane europejskie dziedzictwo.” – Bartłomiej Walczak
Opierając się na chińskim podziale na wuyi / wushu tradycyjne / wushu sportowe, gdzie znajduje się DESW? A gdzie powinno/chcielibyśmy aby się znajdowało?
Początki
„Polskie DESW powstało niejako w opozycji do Ruchu Rycerskiego – świadomie, jako odpowiedź na różne wyznawane tam, czasami absurdalne, pomysły na to, jak wyglądała walka w średniowieczu. Zaczynaliśmy skupieni głównie na XIV i XV wieku, nie tykając w zasadziew ogóle tematów późniejszych…” – Bartłomiej Walczak
„Gdy zaczynałam swoją przygodę z DESW były to zamierzchłe czasy, gdy wspólnie z Tomkiem Dolińskim próbowaliśmy rozkminić traktat Fiorego dei Liberi. Potem przyszedł czas na traktaty niemieckie…” – Anita Weber
”…bo możesz nie wiedzieć, ale zupełny początek to faktycznie trzonki od kilofów i rękawice spawalnicze, maska to towar luksusowy i nieużywany. Potem dedykowane drewniane wastery i rękawice, czyli środowisko, w którym jakikolwiek sparing z oporem i na trafienia, powodował ogromne ryzyko kontuzji.” – Marcin Surdel
Nasi pionierzy mieli podobne cele, zrozumieć techniki zapisane w traktatach, zbudować obraz walki w oparciu o reale źródła. Nie o własne wymysły i wyobrażenia. Z racji barku wyposażenia, nadającego się do symulacji walki, sparringi nie były możliwe na tamten czas do przeprowadzenia, w taki sposób w jaki odbywają się one współcześnie.
„Podstawą zawsze były źródła i próba rekonstrukcji technik zawartych w traktatach. Ich skuteczność w walkach symulowanych pozostawała drugorzędna przez pierwszych 5 lat rozwoju, głównie jako kontrapunkt do wszelkich form „archeologii eksperymentalnej”. – B. Walczak
„…i pamiętam dobrze, że moim marzeniem było na ten czas, by możliwym było uczyć ludzi w sposób profesjonalny szermierki mieczem w oparciu o źródła. Wiesz, takie europejskie “Dojo” w którym moglibyśmy uczyć ludzi szermierki na podstawie źródeł.” – K. Kruczyński
Początki DESW w Polsce to głównie praca naukowa z tekstem, transliteracja, translacja, interpretacja. Ta aktywność wymagała zupełnie innych cech i innej formy zaangażowania niż współczesne formy uprawiania DESW. Czy osoby wtedy zaangażowane w odkrywanie nowej wiedzy i próby zrozumienia przekazu historii, zastanawiały się jak będzie wyglądało DESW w przyszłości?
„Ciężko mi jest powiedzieć, czego oczekiwałam wtedy od DESW i jak sobie wyobrażałam ich rozwój. Na pewno marzyła mi się prężnie działająca grupa wrocławska. Po odejściu Tomka Dolińskiego z DESW, razem z Piotrem Kamińskim wzięliśmy się do pracy i tak z roku na rok nasza wrocławska sekcja była coraz liczniejsza, my uczyliśmy się trochę na własnych błędach i bardzo dużo dały nam wspólne treningi, seminaria, zjazdy z innymi sekcjami ARMA-PL.” – Anita Weber
„…w związku z tym trudno mi stwierdzić, czy miałem jakieś oczekiwania względem DESW, jako dziedziny kultury fizycznej albo nurtu w badaniach historycznych. Podobało mi się, że są ludzie, którzy coś na ten temat wiedzą i bardzo chciałem się od nich uczyć albo ich pokonać ;)” – Maciej Talaga
Wygląda na to, że w początkach swojego istnienia środowisko DESW miało spójne cele, podobne podejście. Można założyć, że gdyby materiału do interpretacji było o wiele więcej ten okres trwałby dłużej. Być może do teraz, a osoby zaangażowane w tą dyscyplinę byłyby zupełnie innymi osobami niż my 😉 Lecz czy zmiany w środowisku wystąpiły dużo szybciej niż skończył się materiał do badań. Przełomem, który obija się echem po dziś dzień była możliwość zorganizowania walki w formule pełnego kontaktu przy użyciu stalowych symulatorów broni.
Kierunek zmian
„Pierwotne pomysły (moje) szły w kierunku umożliwienia pełno kontaktowych walk na stal i jako pierwsi w FG dysponowaliśmy sprzętem, który stał się powszechny 10 lat później. Bardzo dużo energii szło na wymyślanie działających patentów: mieczy, rękawic na początku, potem przeszywek, plastronów etc.” – Jan Chodkiewicz
„Dopiero potem pojawił się silny trend sparringowy… Ładnych kilka lat zajęły eksperymenty ze sprzętem, który umożliwiłby prawie full-kontaktowe walki na stal. Dużo pomysłów i interpretacji było wtedy skrzywionych przez ograniczenia stricte sprzętowe (np. ruchomość rękawic itp.).” – B. Walczak
Koniec końców udało się stworzyć jako taki standard sprzętu. Pojawili się pierwsi producenci ochraniaczy dedykowanych dla DESW. Możliwości jakie otworzyły się przed osobami zajmującymi się interpretacją zmieniły więcej, niż sami zainteresowani mieli w pierwotnym zamiarze.
„Możliwość testowania technik na oporującym przeciwniku była bardzo cenna i wiele wniosła do naszego rozumienia źródeł. – B. Walczak.
„Na początku zawody były platformą dla „hardkorowców”,
do sprawdzania ich pomysłów w otwartym sparingu z obcymi nie kupującymi różnych milczących założeń z danej grupy treningowej.” – M. Surdel.„Byłem wielkim zwolennikiem sparingów, potem też turniejów.Potem zaczęły się dyskusje o zasadach turniejów. Jak przeprowadzono kilka, pojawiły się wielkie wątpliwości co do prezentowanych tam technik.” – J. Chodkiewicz
Jak widać, pojawiło się nowe narzędzie interpretacji, jednak cele pozostawały w głównej mierze takie same. Lepsze zrozumienie technik i opisów zawartych w traktatach. W tym samym celu używane były testy cięcia ostrą bronią. Jednak, jak wspomniał Jan, turnieje zrodziły wiele wątpliwości, co do technik używanych w sparringu. Wątpliwości to przecież przyjaciele każdego naukowca! Jeśli widzimy coś czego się nie spodziewaliśmy, możemy ponownie przemyśleć naszą interpretację i spojrzeć na temat z innej strony. Niestety, obiektywne, naukowe podejście, zderzyło się siłą jakiej mało co jest się w stanie przeciwstawić: z ludzką naturą…
„Parcie na wynik… było wiadomo, że się tacy ludzie pojawią, ale jest to cena udostępnienia właśnie takiej platformy.” – M. Surdel
„Aczkolwiek wraz z pojawianiem się kolejnych turniejów wzrósł też odsetek osób, które przychodziły do DESW po to, żeby brać udział w zawodach, w niewielkim stopniu zainteresowanych aspektem czysto historycznym.” – B. Walczak
„Później, chyba po wygraniu wielu imprez, za bardzo starałem się być najlepszy w rozumieniu wyniku. To było coś co przeważyło i za bardzo przejmowałem się turniejami.” – J. Chodkiewicz
„Po pierwsze – pokolenie „fighterów-sportowców”, czyli ludzi, dla których celem jest prawie wyłącznie udział w zawodach i to im w całości podporządkują swoje treningi. Ten nurt jest w DESW całkiem silny, ale jak się zastanowić, jest w zasadzie nieunikniony.” – A. Weber
Znów wyraźna jednomyślność. Jedno z wielu narzędzi do interpretacji technik traktatowych stało się polem do realizacji ludzkiej potrzeby do bycia najlepszym. Współzawodnictwo towarzyszy ludziom od wieków. Ciężko winić nasz gatunek za ambicję i chęć dominacji, dzięki którym tak wiele osiągnęliśmy. Jednak w tym miejscu właśnie, kolizja założeń z efektami jest najbardziej wyraźna. Różne były reakcje osób tworzących środowisko DESW na zaistniałą sytuację. Jedni odmawiali udziału w turniejach uznając je za wynaturzenie. Inni starali się osiągnąć mistrzostwo w tej formule aby wciąż zachować uznanie. Inni tworzyli różne alternatywy dla turnieju walki taki jak: turniej form czy turniej cięcia. Nie uzyskały one jednak wystarczającej masy krytycznej aby się rozwinąć.
Siłą rzeczy pojawiła się nowa ścieżka dla adeptów DESW. Nie wszystkim było już ze sobą po drodze. Czy ta sytuacja szkodzi, pomaga czy jest obojętna? Wiemy, jak DESW wyglądało na początku, wiemy w jakim kierunku poszły zmiany. W takim razie, co to jest to DESW?! Gdzie jest teraz i jak wygląda? Czy jesteśmy w stanie, już w końcu, jakoś bliżej je określić?
Czysta teraźniejszość – nieuchwytny postęp przeszłości
„W obecnej chwili dominuje kierunek współzawodnictwa turniejowego, zbliżający DESW do szermierki sportowej. Przyjęliśmy sporą część metodyki, najskuteczniejsi zawodnicy korzystają z dorobku wiedzy na temat treningu wypracowanego przez wieki rozwoju szermierki i sportu. Bezpieczna metoda konfrontacji prowadzi do optymalizacji działań pod kątem zawodów i ten trend raczej będzie się rozwijał – nie istnieje w zasadzie żadna formuła wystarczająco konkurencyjna, żeby zbalansować ten dryf, a próby wprowadzenia turniejów form historycznych, czy nieliczne grupy skupione na „odtwarzaniu kunsztu” nie mają wystarczającej siły przebicia, ani nie oferują nic na tyle rewolucyjnego, żeby przyciągnąć większą rzeszę ludzi zainteresowanych elementem rekonstrukcyjnym lub rekreacją ruchową.” – B. Walczak
„I choć uważam, że w dużej mierze trening DESW nastawiony wyłącznie pod zawody jest spłyceniem i zubożeniem DESW (przygotowanie pod zawody wyklucza w zasadzie poznawanie szerokiego wachlarza technik opisanych w traktatach), to w pełni ten nurt akceptuję, bo doskonale rozumiem potrzebę rywalizacji.”– A. Weber
„Wiele lat się temu poświęcałem szukając wiedzy w różnych miejscach, miałem bazę z kung-fu, ale najbardziej pomógł mi kontakt z metodyką sportową…” – J. Chodkiewicz
Obecnie podział na tak zwany nurt sportowy i historyczny jest już bardzo wyraźnie zarysowany. Turnieje z racji swej formuły są miejscem, w którym osoby korzystające ze współczesnej wiedzy i metodyki sportowej, wiodą prym. Część osób podążająca „starą ścieżką” nie potrafi tego zaakceptować. Osoby te szukają uznania swoich starań w innym kontekście oceny.
„Część osób zajmujących się badaniami z różnych względów przestała też czynnie uczestniczyć w życiu społeczności DESW i to spowodowało dalsze odwracanie się od aspektu historycznego. Osiedliśmy na laurach dokonań z początków ruchu, większość łatwo dostępnych owoców już została zerwana i teraz bardzo niewiele się dzieje jeśli chodzi o badania – zwłaszcza w polskim DESW.” – B. Walczak
„Potem przyszli „sportowi” i stwierdzili, że zrobią to lepiej i wyprowadza DESW ze średniowiecza i imiona dawnych nauczycieli poszły w pizdu. Nie mam nic przeciwko progresowi i wiem, ze wszystko się zmienia… Zastanawia mnie tylko fakt, czy tego chcieliśmy, gdy z nosami w traktatach traciliśmy nerwy, wzrok i czas by skumać o co cho. Chyba nie.” – K. Kruczyński
W takiej sytuacji wydawać by się mogło, że kierunek zmian DESW jest oczywisty. Jednak, na drodze postępujących zmian znów stanęła wspomniana już ludzka natura. Środowisko DESW w Polsce znacznie się rozrosło więc z punktu widzenia socjologii ludzie je tworzący stali się grupą społeczną. Grupa społeczna to zbiór jednostek, w której wspólnota pewnych istotnych społecznie cech wyraża się w tożsamości zbiorowej i towarzyszą temu kontakty, interakcje i stosunki społeczne w jej obrębie częstsze i bardziej intensywne niż z osobami z zewnątrz. Grupy społeczne podlegają różnorakim przemianom. To co stało się w DESW, można określić jako konflikt tożsamości. Rozumieć można go jako rozdarcie osobowościowe wynikające z równoczesnej przynależności do grup, które mają odmienne, a nawet sprzeczne cele i interesy, a równocześnie wymagają jednoznacznej identyfikacji, lojalności i zaangażowania od swoich członków. W efekcie wśród osób nieakceptujących kierunku zmian pro-sportowych zaczęła narastać niechęć i niezadowolenie oraz potrzeba odgraniczenia się od nowego nurtu.
Quo vadis DESW?
Biorąc pod uwagę przedstawione informacje jasne staje się, że nie da się odpowiedzieć na pytanie „Co to jest to DESW?”. Z racji wielu perspektyw, każdy inaczej definiuje Dawne Europejskie Sztuki Walki. W takim razie, czy satysfakcjonuje nas rozciąganie pojęcia do granic aby możliwe było wciągnięcie pod niego wszelkich aktywności?
Nasze środowisko stoi na rozdrożu. Myślę, że można śmiało powiedzieć, że część osób już jasno określiła drogę, którą podąża. Czy idąc dwoma różnymi, choć często spotykającymi się, drogami, można je nazywać tak samo? I przede wszystkim, którą ścieżkę wybrać? O przyszłość i zalecany kierunek zmian, również zapytałem naszych pionierów.
„…miejsca starczy dla wszystkich – byle wszyscy mieli świadomość, co dokładnie i po co robią. Mylenie pojęć zawsze powoduje kłopoty, np. bezrefleksyjne wnioskowanie o walce na serio na podstawie zawodów, czy
o cięciu na podstawie napieprzania kijem w palik. Generalnie byłoby fajnie, jakby ludzie mieli więcej dystansu do siebie i pokory.” – M. Surdel„I rzeczą oczywistą jest, że zawsze będzie liczna grupa ludzi chcących zawalczyć przynajmniej o udział w części finałowej. A żeby było to realne, trzeba poświęcić mnóstwo czasu na przygotowanie i tym samym podjąć konkretną decyzję o swojej drodze w DESW.” – A. Weber
„Polecam zastanowić się nad rozróżnieniem Combat Sport i MartialArt, jakie funkcjonuje w środowisku AWF. To może nieco uporządkować temat. HECS vs HEMA.” – B. Walczak
Sugestie nie dają odpowiedzi, którą drogę wybrać. Natomiast zdecydowanie sugerują aby podjąć decyzję i zaakceptować jej konsekwencję. Wygląda na to, że nasz środowiskowy podział na „kicających sportowych” i „marudnych traktatowych” jest realną konsekwencją ewolucji, a nie formą przypinania sobie nawzajem pejoratywnych przydomków. Może powinniśmy zaakceptować fakt, że to naturalna kolej rzeczy. Rozdzielić dwa nurty, zamiast próbować uzyskać niesatysfakcjonujące nikogo kompromisy na różnych polach. Jak już wspomniałem wcześniej Chińczycy rozdzielili wushu (mínjiān / xiàndài). Japończycy również stosują podział sportowo/tradycyjny: aikido / aikijutsu, kendo / kenjutsu. Podział ten nie musi nikogo wykluczać! Wyrastamy z jednej tradycji, natomiast nasze drogi i cele zaczęły się różnić. Wzajemne oddziaływania, powinny być nadal obecne, gdyż wnoszą one wiele dobrego dla obu stron. Jednak uzyskanie obopólnie akceptowalnych rozwiązań, pochłania często ogromne ilości energii i czasu, podczas gdy obie strony mają swoją gotową i akceptowaną formę działania. Oczywiście, każda ze stron musi być świadoma konsekwencji swojej decyzji. „Sportowi” łatwo mogą przekształcić się w kolejną odmianę szermierki sportowej, całkowicie tracąc kontakt ze źródłem pochodzenia jakim jest DESW. „Traktatowym” natomiast grozi zamknięcie w świecie fantazji. Bez weryfikacji w walce, popadnięcie w przekonanie, że ich techniki są tak zabójcze, że pod żadnym pozorem nie należy ich stosować, nawet w sparringu.
„Ogólnie jestem zdania, że „sportowcy” są dla „traktatowców” błogosławieństwem – bez presji ze strony tych pierwszych, ci drudzy łatwo mogliby utknąć w siatce odrealnionych interpretacji opartych o błędne, ciche założenia (są zresztą na to przykłady tu i ówdzie). I to co szanuję najbardziej, to gdy ktoś ma dość ducha, żeby wyjść ze swojej piaskownicy i stanąć do walki w obcym kontekście równocześnie nie wyrzekając się tych elementów swojego stylu, które uważa za kluczowe.” – M. Talaga
Oficjalny rozdział kierunków nie będzie prosty dla środowiska. Choć uważam, że nie da się go powstrzymać. To już się dzieje. Dla osób z zewnątrz mogłoby to ułatwić zrozumienie obrazu DESW, który obecnie wydaje się niespójny. Temat wart przemyślenia.Prędzej czy później, każdy z nas będzie musiał podjąć tą decyzję sam. Nie zrobi tego za nas ani instruktor grupy ani środowisko w drodze głosowania. Aby świadomie podjąć tą decyzję trzeba zastanowić się co robimy i dlaczego.
Życzę samych trafnych decyzji!
Artur Jurczyk
SDESW Vecir